Nieustępliwość prezydenta wobec związków zawodowych wywołała najdłuższy strajk we współczesnej historii Francji. Ucierpi gospodarka, ale jeśli reformy uda się wprowadzić, Macron umocni się w Unii.
Aby spełnić swoją obietnicę, prowadzący negocjacje premier Édouard Philippe będzie musiał pójść na ustępstwa. W niektórych aspektach projekt reformy już został złagodzony – częściową autonomię systemu emerytalnego zachowają m.in. policjanci, żołnierze i pracownicy Opery Paryskiej. Kluczem do zwycięstwa wydaje się przekonanie najbardziej przychylnego rządowi związku zawodowego CFDT, co złamałoby solidarność strony społecznej. Macronowi i Philippe’owi zaczyna też zależeć na czasie – reforma musi zakończyć się odpowiednio wcześnie przed wyborami prezydenckimi (kwiecień 2022 r.).
Doprowadzając reformę do końca, Macron zyska miejsce w długiej i pełnej zwrotów akcji historii francuskiego systemu emerytalnego. Pokaże też partnerom w Europie, że potrafi zapanować nad prawdopodobnie najbardziej wojowniczo nastawionym elektoratem, co pozwoli mu zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarł przeciągający się kryzys tzw. żółtych kamizelek. W ten sposób umocni się na pozycji następcy Angeli Merkel w roli nieformalnego lidera Unii Europejskiej.
Reforma raczej nie zaszkodzi mu politycznie – jego przeciwnicy w kraju już wcześniej uważali go za aroganckiego bufona, który gardzi zwykłymi ludźmi. Dla zwolenników pozostanie zaś przywódcą, który realizuje swoją wizję niezależnie od przeciwności losu.